ufff! jestem bardzo szczęśliwa, że ten tydzień dobiega już końca. jeszcze tylko jutrzejsze (a właściwie dzisiejsze) ćwiczenie terenowe (pobudka o 5.30!!) i będę mogła trochę odetchnąć. ten tydzień był dość ciężki, ale znalazłam trochę czasu na przyjemności.. ;) po pierwsze we wtorek bawiłam się na urodzinach współlokatora mojego chłopaka w ich akademickim pokoiku. było ciasno, ale wesoło, in and out of love w wykonaniu 6-ciu wyjących facetów zostanie w mej pamięci na zawsze. rusek, dzięki ;)
po drugie z piątku na sobotę wybyłam na drugi koniec wrocławia na domówkę do koleżanki z grupy. impreza była czadowa, a jednoosobowy materac, na którym bynajmniej nie spałam sama, wyjątkowo wygodny ;)
po trzecie, w piątek po zoologii i angielskim stwierdziłam, że życie jest zbyt piękne żeby przesiedzieć je w moim zatęchłym mieszkanku dlatego zorganizowałam sobie eskapadę do ogrodu botanicznego. droga nie była łatwa (ogród mam po drugiej stronie ulicy), ale dałam radę! nie żałuję, że w końcu ruszyłam swoje cztery litery, pogoda była tak piękna, że mogłabym tam siedzieć godzinami i gdyby żołądek nie dawał o sobie znać to pewnie tak to by się skończyło. mimo wszystko obiadku w misiu też nie żałuję. mmm...leniwe...:))
uhahana ja oraz nasz czarujący solenizant.
mina przerażona bo to wtedy słuchałam wykonania wspomnianego wyżej utworu
with my dear żorż
z moją ulubioną znajomą z grupy śmierci (tj. z zoologii) i wszystkich innych grup-paulą. a to drugie zdjęcie wstawiam żeby chociaż tak troszeczkę pokazać 'łańcuch', który miałam wtedy na sobie.
zestaw urodzinowy:
biała koszulka: esprit, sh
szara koszulka: h&m %
spodnie: zara %
kolczyki: od kota
branzoletka: ukradłam mamie
zestaw parapetówkowy:
sukienka: h&m
biała koszulka: bershka
bluza: h&m %
kalosze: new yorker
łańcuch: prezent od mum
foty: ooo.. dużo różnych osób :) ja, kot, ola i chyba karola.
dzięki za uwagę.